Po tej całej akcji usnęłam. Jak można tak człowieka zmęczyć? Nie wiem. Przebudziłam się po 3 nad ranem. Harry śpi obok. Delikatnie się podniosłam żeby go nie budzić i poczłapałam na dół. siadłam na parapet kuchenny. Siedziałam tak patrząc nieobecnie w jakiś punkt. W końcu musiałam wyjść. Czułam że się duszę w tym miejscu. Wyszłam do ogrodu i położyłam się na trawie patrząc w niebo. Oddychałam świeżym powietrzem. Byłam roztrzęsiona. Jak mogłam pozwolić żeby Zayn posunął się tak daleko. Nie mogłam sobie tego wybaczyć.
H-Jess...-Urwał bo ja gwałtownie usiadłam-Wybacz... Nie chciałem cię przestraszyć.
J-Co tu robisz... Powinieneś spać.
H-Ty też.
J-Poważnie po co przyszedłeś?
H-Kiedy zobaczyłem że cię nie ma w łóżku przestraszyłem się i pomyślałem że możesz sobie coś zrobić i zacząłem cię szukać.
J-Aha.
H-Czemu nie jesteś w łóżku?
J-Musiałam wyjść na chwilę na powietrze.-powiedziałam i zgięłam nogę zapominając o tum że jestem oplątana tylko cieniutką narzutą z łóżka. A on wykorzystał tan moment mojej nieuwagi i położył dłoń na moim udzie. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Podniosłam się szybko popychając jego na ziemię i siadłam na nim okrakiem. - Podpadasz mi- wyszeptałam i zaczęłam go całować- Mam nadzieję że się ładnie zrewanżujesz.
H-To groźba czy wyzwanie?
J-Trochę jedno trochę drugie- Siłą przekręcił się ze mną i zaczął zachłannie całować.
Rano obudziłam się wtulona w tego szalonego faceta. Oparłam głowę na łokciu i patrzyłam jak śpi. Jednak musiałam wstać i pójść do łazienki bo mój pęcherz daje się we znaki. jak postanowiłam tak zrobiłam. później zeszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Siedziałam tak aż wypiłam kawę. Była 9.10 poszłam na górę zobaczyć do Harrego. Jeszcze spał. Położyłam się obok niego i jeszcze mi się chyba przysnęło. Mimo że spałam mocno byłam czujna. Wiedziałam co się dzieje. Przekręciłam się na bok i przeciągnęłam. Kiedy otworzyłam oczy nikogo nie było obok. Usiadłam zawiedziona. Zrobiło mi się przykro. Na dole coś huknęło. Zerwałam się i pobiegłam zobaczyć co się stało. Zastałam tam Harrego leżącego na ziemi trzymającego się za udo.
J-Co ci się stało?
H-Nic-wysyczał.
J-Spokojnie to tylko skurcz-powiedziałam ze spokojem w głosie.
H- Boli.
J-Już.-podeszłam do niego i rozmasowałam.- Oddychaj spokojnie.
H-Kocham cię.- Spojrzałam na niego jak na wariata.- Zycie mi ratujesz.
J- Gówno wiesz o ratowaniu życia...
H-Uwierz że wiem.
J- Nie wiesz ile osób przeze mnie zmarło. Więc się nie odzywaj-warknęłam na niego. wstałam i odeszłam.
H-Jess...-Zignorowałam to i poszłam na górę. Byłam na siebie wściekła. -Jess zaczekaj. Proszę.-Zmusiłam się żeby się odwrócić.- Przepraszam. Wiem jak to jest. Wybacz mi.-W oczach zalśniły mi łzy. Chciałam żeby mnie przytulił. Chciałam poczuć jego silne ramiona ale tylko odwróciłam się i poszłam do pokoju. Nie chciałam żeby mnie widział w takim stanie.
Położyłam się na łóżku w stron okna tyłem do drzwi. -Jess...
J-idź sobie.
H-Nie.
J-Idź-wyszlochałam.
H- Kotku...-Po tym wszedł do pokoju. Usiadł na łóżku i przyciągną mnie do siebie.-Nie płacz. Proszę.
J-Dlaczego? Nie lubisz jak dziewczyna płacze?
H-No nie bardzo bo nie wiem jak się w tedy zachować.-Uśmiechnęłam się
J-Najlepiej ją przytulić i pocałować.-powiedziałam. Zaśmiał się i spełnił moją prośbę...