Dotarłam na uczelnię clę przed rozpoczęciem. Egzaminator wpuścił mnie do klasy i powiedział że może mnie odpytać już teraz. Sm być odpytywana to mnie zapyta. Były tam jeszcze dwie kobiety. Pytał mnie 15 minut i puścił powiedział że zdałam i że mogę już iść. Pogratulował mi odwagi że tak rozbudowanie odpowiadam. Pomyślałam że zrobię Jackobowi niespodziankę i poszłam prosto do przedszkola. Weszłam po cichu wejściem i zobaczyłam że wyszedł z gabinetu i idzie w kierunku maluchów. Podbiegłam i zakryłam mu oczy dłonią. Zaskoczony odwrócił się do mnie.
-Niespodzianka.- Uśmiecham się blado
- Ale mnie przestraszyłaś.-Tuli mnie do siebie i całuje włosy.
-Przepraszam. Nie chciałam.
-Nie szkodzi- całuje mnie delikatnie- Jak poszło-pyta. Robię smutną minę. - Ej co jest?
- Mam złą wiadomość.
- No nie. Tyle się uczyłaś i cie nie przepuścili.- Grałabym dłużej ale dostałam głupiego ataku śmiechu co mnie wydało. Odetchnął z ulgą. I przytulił jeszcze bardziej.- Niegrzeczna dziewczynka. Trzeba będzie coś z tym zrobić. Chodź.-bierze mnie za rękę i prowadzi w stronę swojego gabinetu. Zamyka je na klucz i niebezpiecznie się do mnie zbliża.
Siedziałam mu na kolanach próbując uspokoić oddech. W końcu schodzę z jego kolan, zakładam spodnie i wychodzę. Idę do dzieci. Gdy wchodzę dzieciaczki rzucają się na mnie. Akurat miała być pora spania. Przeczytałam im bajkę. Zamykałam książkę kiedy zrobiło mi się nie dobrze. Poszłam szybkim krokiem do łazienki i zwróciłam wszystko. Wyszłam z kabiny przemyć twarz wszedł Jake.
-Co się stało?
-Nic-odpowiadam spokojnie.- źle się poczułam tyle.-wzruszyłam ramionami.
- Od tygodnia tak się czujesz. Może pójdziesz do lekarza.
-Dobrze-westchnęłam.- Jeżeli chcesz... Pójdę. Wezmę rzeczy i pójdę.
-Nie gniewaj się. Jak się tylko martwię.
-Nie gniewam się. Masz rację. Idę do lekarza i do domu.
-Dobrze. Zadzwoń jak już będziesz coś wiedzieć.
-Niespodzianka.- Uśmiecham się blado
- Ale mnie przestraszyłaś.-Tuli mnie do siebie i całuje włosy.
-Przepraszam. Nie chciałam.
-Nie szkodzi- całuje mnie delikatnie- Jak poszło-pyta. Robię smutną minę. - Ej co jest?
- Mam złą wiadomość.
- No nie. Tyle się uczyłaś i cie nie przepuścili.- Grałabym dłużej ale dostałam głupiego ataku śmiechu co mnie wydało. Odetchnął z ulgą. I przytulił jeszcze bardziej.- Niegrzeczna dziewczynka. Trzeba będzie coś z tym zrobić. Chodź.-bierze mnie za rękę i prowadzi w stronę swojego gabinetu. Zamyka je na klucz i niebezpiecznie się do mnie zbliża.
Siedziałam mu na kolanach próbując uspokoić oddech. W końcu schodzę z jego kolan, zakładam spodnie i wychodzę. Idę do dzieci. Gdy wchodzę dzieciaczki rzucają się na mnie. Akurat miała być pora spania. Przeczytałam im bajkę. Zamykałam książkę kiedy zrobiło mi się nie dobrze. Poszłam szybkim krokiem do łazienki i zwróciłam wszystko. Wyszłam z kabiny przemyć twarz wszedł Jake.
-Co się stało?
-Nic-odpowiadam spokojnie.- źle się poczułam tyle.-wzruszyłam ramionami.
- Od tygodnia tak się czujesz. Może pójdziesz do lekarza.
-Dobrze-westchnęłam.- Jeżeli chcesz... Pójdę. Wezmę rzeczy i pójdę.
-Nie gniewaj się. Jak się tylko martwię.
-Nie gniewam się. Masz rację. Idę do lekarza i do domu.
-Dobrze. Zadzwoń jak już będziesz coś wiedzieć.
-Okej.
Udałam się do lekarza. Tam miły doktor zajął się mną. Powiedziałam mu jaka jest sytuacja. Miałam złe przeczucia. I trafne. Test ciążowy wyszedł pozytywnie. Załamałam się. Zapisano mnie na następne wizyty. Wydano trochę papierków i wróciłam do domu. Położyłam się i zasnęłam. Wieczorem obudziły kino jakieś odgłosy z przedpokoju. To co zobaczyłam...Nie chcę na to patrzeć. Z impetem zamknęłam drzwi. Łzy same leciały mi po twarzy. O nie. Nie dobrze mi. Ruszyłam do łazienki. Wiedziałam że będę wymiotować ale nie aż tak szybko. Zdążyłam dojść do zlewu. Męczarnia... Dlaczego to tak strasznie wykańcza?
-Kochanie...-Wali w drzwi. Nie odpowiedziałam. Znowu zebrała mi się fala męki.- Misiu proszę otwórz.
-Kochanie...-Wali w drzwi. Nie odpowiedziałam. Znowu zebrała mi się fala męki.- Misiu proszę otwórz.
- Idź sobie.
-Otwórz albo wyważę drzwi.
-Powodzenia-mruknęłam pod nosem. Wstałam i zaczęłam myć zęby kiedy coś huknęło i drzwi się otworzyły. Wypłukałam usta i wytarłam ręcznikiem.
-Kotku-Podchodzi do mnie. Spojrzałam na jego twarz i zalała mnie fala łez. Upadłam na podłogę i płakałam. Jak dziecko. Chłopak przyciągnął mnie do siebie.- To ona zaczęła.
-A tobie to widocznie odpowiadało.- Spojrzałam na niego czerwonymi oczami.
- Nie odwzajemniłem tego.
-Jasne. Bo ty myślisz że jestem ślepa?
-Kotku proszę.
-Tylko mi tu nie kotkuj. - Wstałam przepchnęłam go z przejścia i wyszłam na korytarz. Daleko jednak nie zaszłam bo przycisnął mnie do ściany. Trzymał moje nadgarstki tak mocno że aż mnie to bolało. Wpił się w moje usta. Kocham go. Bardzo go kocham ale ciężko mi będzie mu to wybaczyć.
- Kocham cię.
- Puść mnie-szepnęłam błagającym wzrokiem. Znowu mnie zemdliło.- Proszę- Szepczę. Puszcza mnie a ja dobiegam do zlewu. Znowu. teraz już chyba mam nadzieję wszystko. Ponownie myję zęby i przemywam twarz wodą. Dzwoni domofon.
-Zobaczę kto- mówi Wycieram buzię i wychodzę. Łapie mnie w tali i odwraca do siebie. Całuje mnie tym razem lekko. Nie odwzajemniam tego pocałunku dając mu do zrozumienia że jestem wkurwiona i to ostro.- Twoi rodzice idą
-Co?!- Krzyknęłam
- Nie krzycz.- Pocałował delikatnie moje wargi i mnie puścił.- Przepraszam.
-Jedno przepraszam nie wystarczy żeby było fajnie. Podeszłam do zlewu i wzięłam się za zmywanie.
-Otwórz albo wyważę drzwi.
-Powodzenia-mruknęłam pod nosem. Wstałam i zaczęłam myć zęby kiedy coś huknęło i drzwi się otworzyły. Wypłukałam usta i wytarłam ręcznikiem.
-Kotku-Podchodzi do mnie. Spojrzałam na jego twarz i zalała mnie fala łez. Upadłam na podłogę i płakałam. Jak dziecko. Chłopak przyciągnął mnie do siebie.- To ona zaczęła.
-A tobie to widocznie odpowiadało.- Spojrzałam na niego czerwonymi oczami.
- Nie odwzajemniłem tego.
-Jasne. Bo ty myślisz że jestem ślepa?
-Kotku proszę.
-Tylko mi tu nie kotkuj. - Wstałam przepchnęłam go z przejścia i wyszłam na korytarz. Daleko jednak nie zaszłam bo przycisnął mnie do ściany. Trzymał moje nadgarstki tak mocno że aż mnie to bolało. Wpił się w moje usta. Kocham go. Bardzo go kocham ale ciężko mi będzie mu to wybaczyć.
- Kocham cię.
- Puść mnie-szepnęłam błagającym wzrokiem. Znowu mnie zemdliło.- Proszę- Szepczę. Puszcza mnie a ja dobiegam do zlewu. Znowu. teraz już chyba mam nadzieję wszystko. Ponownie myję zęby i przemywam twarz wodą. Dzwoni domofon.
-Zobaczę kto- mówi Wycieram buzię i wychodzę. Łapie mnie w tali i odwraca do siebie. Całuje mnie tym razem lekko. Nie odwzajemniam tego pocałunku dając mu do zrozumienia że jestem wkurwiona i to ostro.- Twoi rodzice idą
-Co?!- Krzyknęłam
- Nie krzycz.- Pocałował delikatnie moje wargi i mnie puścił.- Przepraszam.
-Jedno przepraszam nie wystarczy żeby było fajnie. Podeszłam do zlewu i wzięłam się za zmywanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz